Recenzja filmu

Opowieści z Kars (2010)
Özcan Alper
Ülkü Oktay

Małe prawdy

Razem krótkie opowiadania, nakręcone przez młodych reżyserów (niektórzy z nich to debiutanci) tworzą niejednoznaczny, odmalowany z czułością portret Turków zamieszkujących odległą krainę.
Wszystkie pięć bardzo różnych narracji zawartych w tym nowelkowym filmie łączy tytułowy region Karsu – położony na dalekim wschodzie Turcji, niedaleko granicy z Armenią. Razem krótkie opowiadania, nakręcone przez młodych reżyserów (niektórzy z nich to debiutanci) tworzą niejednoznaczny, odmalowany z czułością portret Turków zamieszkujących odległą krainę. Jednak inaczej niż u Nuriego Bilge'a Ceylana w "Klimatach" czy Orhana Pamuka w "Śniegu", Kars nie służy tu do skontrastowania tradycyjnej, żyjącej przeszłością prowincji z nowoczesnymi metropoliami –  Stambułem i Ankarą; nie jawi się jako rozległa, pustawa przestrzeń odseparowana śniegiem od reszty świata. Na próżno szukalibyśmy w filmie szokujących praktyk (jak honorowe morderstwa, popularny motyw tureckich filmów) i oczywistej egzotyki. W "Opowieściach..." Kars to dość zwyczajne miejsce, gdzie niektórzy ludzie żyją biednie, inni bogato, zajmują się swoimi codziennymi drobnymi sprawami, wspominają to, co minęło i planują jutro.

Czy coś prócz miejsca akcji spaja poszczególne opowieści? Klucz nie jest na szczęście zbyt nachalnie podany, możemy nawet obyć się bez niego i z równą satysfakcją oglądać pojedyncze filmy. Prócz pierwszej najkrótszej i najbardziej błahej historii pod tytułem "Moto Gizzo" w każdej nowelce w jakiś sposób pojawia się śmierć, cienie z przeszłości. "Popioły" przedstawiają dziewczynę, która przybyła do rodzinnego domu na pogrzeb matki. Noc przed uroczystością wspomina wydarzenia z dzieciństwa: opiekuńczą, lecz restrykcyjną rodzicielkę każącą dziewczynkę za zerwanie jabłek na cmentarzu i tłumiącą rodzącą się w niej seksualność. W "Otwartej ranie" chłopak z miasta uczestniczy w pogrzebie babki – dopiero po pewnym czasie dowiadujemy się, jakie tajemnice skrywał przed nim ich własny ojciec. "Zilo" natomiast koncentruje się na wybrykach niefrasobliwej dziewczynki, ale i tu pojawia się tanatos – Zilo niechcący ukatrupia kurczaczka i tak po raz pierwszy w jej życiu, na krótką chwilę, ukazuje się jej druga strona życia.

W formie dominuje wschodni minimalizm – niespieszny montaż, ładne, dopracowane kadry. Tylko "Zilo" zbliża się do stylu zerowego. Ale najbardziej wyróżnia się od reszty ostatni, najciekawszy filmik – "Mała prawda". To utrzymana częściowo w slapstickowym stylu, opowiedziana z offu historia dziadka narratora. Dziadek, bogaty rolnik żył w latach 40. XX wieku w Karsie, rano tańczył z żoną tango, a ubrania sprowadzał z Paryża. Mała prawda, zaserwowana na końcu, wywołuje uśmiech, ale nie bez ukłucia melancholii. Powstał film uroczy i nostalgiczny, choć opowiadający o błahym wydarzeniu, specyficznym klimatem przypomina trochę filmy Otara Iosselianiego. "Mała prawda", choć w odmienionej formie, najbardziej udanie ze wszystkich "Opowieści" kultywuje najlepsze tradycje kina Wschodu.  
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones